Nauka latania dronem
wymaga dużej cierpliwości i pojętności. Szukanie go na kolejnych drzewach uczy
spostrzegawczości, a wspinanie się po niego dopełnia kalokagatii.
Po morderczym wysiłku, jakim była trzecia z kolei wspinaczka na nie
najniższe drzewo na przyblokowej łączce postanowiłem uzupełnić
zapasy energii swojej i mojej nowej zabawki.
Szybki powrót do
mieszkania, w trakcie którego mierzyłem się z zazdrosnymi
spojrzeniami obserwujących mnie ludzi spowodował chęć
przyrządzenia mięsa o którym będę myślał podczas kolejnego
wylotu godzin.
Tak. Miałem na myśli
stek. Idealnie przyrządzony stek.
Lodówka tym razem była
dla mnie łaskawa. Oprócz dwóch dużych porcji mięsa znalazłem w
niej jogurt naturalny, resztkę suszonych pomidorów, gorgonzolę
oraz por i zieloną sałatę. W szafce zalegało kilka kartofli, a na
niej leżały cytryny i świeży rabarbar. Mam wszystko czego
potrzebuję!
Zaczynam
od przygotowania napitku. Lemoniada rabarbarowa brzmi świetnie.
Umyty i skrojony rabarbar wrzucam do gorącej wody i cukru w
proporcji jeden – jeden – jeden. Wszystko co jakiś czas mieszam,
czekając aż rabarbar puści soki. W tym czasie wyciskam 200 ml
soura z cytryny.
Mięso ! Ono potrzebuje
osiągnąć temperaturę pokojową. Porcję antrykotu zasypuję solą
i odkładam na talerz. Dlaczego solą? Bo tak. I już.
Wracamy do lemoniady.
Kiedy rabarbar staje się miękki, a całość nabiera pedalskiego
koloru, ściągamy garnek z ognia i przecedzamy do innego naczynia.
Znam zasadę, iż w nowoczesnej kuchni nie powinno się nic
zmarnować, jednak tym razem nie mam miejsca w głowie na kolejny
proces myślowy, który doprowadzi mnie do efektywnego wykorzystania
rozgotowanego rabarbaru. Jeb do kosza, kurwa bęc.
Ogólnie to ten moment
kiedy wszystko na bok – syrop stygnie, sour czeka, lód się mrozi
i ... Przechodzimy do dania głównego.
Obieramy ziemniaki,
kroimy na ćwiartki i włączamy piekarnik na 175 stopni. Por od
białej do jasnozielonej części kroimy w krążki. Do garnka z
gotującą się wodą, zielem angielskim, tymiankiem i gałką
muszkatołową wrzucam ziemniaki. Na jedną patelnię rzucam pół
kostki masła, roztapiam i wrzucam por. Delikatnie podsmażam,
następnie ściągam do naczynia. Po 10 minutach gotowania kartofli,
dorzucam do nich por. Teraz mam 10 minut na przygotowanie sosu i
mięsa.
Odpalam drugi palnik i
kładę na nim patelnię wypełnioną jednym opakowaniem jogurtu
naturalnego. Mały ogień. Kiedy zaczyna łapać temperaturę
dorzucam gorgonzolę, suszone pomidory, sól, pieprz, świeżo
posiekany tymianek. Zmniejszam ogień, redukuję i co chwile mieszam.
Trzecia patelnia,
zaczyna się robić ciekawie. Nagrzewam patelnię, spłukuję sól z
antrykotu, nagrzewam olej rzepakowy ( olej a nie jakąś oliwa extra
virgin i kropka ), ręcznikiem papierowym osuszam mięso i obsmażam.
Minuta z każdej strony. Ściągamy łopatką, przekładamy do
naczynia żaroodpornego, na wierzch cienko pokrojony czosnek i do
piekarnika. 5 minut.
Lemoniada czy puree ?
Lemoniada. Do blendera wlewam 200 ml soura z cytryny, 200 ml syropu
rabarbarowego, lód. Małe obroty. Dolewam wodę z saturatora.
Jeszcze kilka obrotów i przelewamy do szklanki wypełnionej lodem.
Ile wejdzie. Z doniczki zrywam kilka gałązek świeżej mięty, dwa
klapsy i do szklanki.
Sprawdzam mięso –
jeszcze chwila. Odcedzam ziemniaki i puree, dodaje pół kostki masła
i 75 ml mleka. Dosalam i blenduję na najniższych obrotach. Dorzucam
garść roszpunki, mieszam łyżką. Zostawiam wszystko w garnku pod
przykryciem.
To moment w którym
mięso musi wyjechać z pieca. Zawijam je na minutę w ręcznik
papierowy i pozostawiam na blacie.
Na talerzu najpierw
ląduje puree. Obok garść zielonej sałaty, oblewam ją oliwą
extra virgin, dodaję pokrojoną w ćwiartki rzodkiewkę. Antrykot
oblewam sosem na bazie gorgonzoli i suszonych pomidorów.
Wpierdalam. Urywa dupę,
mięso jest takie jak powinno a zachwyt nad puree będę słyszał
jeszcze drugiego dnia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz